poniedziałek, 29 września 2014

"Krok po kroku" czyli makijaż na imprezę

Witajcie! Dziś na blogu postanowiłam zamieścić kolejny i chyba długo wyczekiwany post z cyklu "Krok po kroku", tym razem jest to makijaż na imprezę. Tworząc go wiedziałam, że po pierwsze musi być on łatwy do wykonania, by każda z Was mogła go tutaj podpatrzeć i bez problemu powtórzyć. Do współpracy nad tym postem zaprosiłam młodą, bardzo uzdolnioną dziewczynę, która w przyszłości na pewno zostanie rozchwytywanym fotografem,  TUTAJ znajdziecie linka do jej bloga, zachęcam do komentowania i obserwowania jej prac! Tym samym mam nadzieje, że ten makijaż będzie dla Was inspiracją do eksperymentowania z kolorowymi kosmetykami. Do dzieła!

Zaczęłam od oczyszczenia twarzy modelki, użyłam do tego Płynu micelarnego z wyciągiem z 3 herbat z Yves Rocher. Na zaczerwienione miejsca nałożyłam zielony korektor Love Nature Tea tree z Oriflame. Następnie przeszłam do nałożenia podkładu marki Revlon w odcieniu 150. Całość zmatowiłam transparentnym pudrem Make Up For Ever HD, natomiast brwi podkreśliłam farbką Acqua Brown 25, Make Up For Ever i przeszłam do makijażu oczu.




Na całą ruchomą powiekę nakładam rozświetlająca baza pod cienie Eyeshadow Fix Pearl marki Zoeva. Robię to palcem, gdyż jest to najprostszy i najwygodniejszy sposób. Gdybym robiła to pędzelkiem to większość produktu znalazłaby się właśnie na nim.




Jasny, różowy cień Liquid Metal nr 020 Gold n' Roses z Catrice nakładam dokładnie tam gdzie znajduję się baza, której lepka konsystencja sprawia, że cień nie osypuje się z powieki.


 

Zewnętrzny kącik oka stopniowo przyciemniam brązowym, perłowym cieniem nr 409 z Inglota, używam do tego mojego ulubionego pędzelka do rozcierania 217 z MAC. Stopień roztarcia, jak również nasycenia kolorem zależy tylko i wyłącznie od Was.





Do złagodzenia przejścia pomiędzy różem a brązem użyłam matowego cienia w kolorze morelowym nr 312 marki Inglot. Nakładam go w miejscu zetknięcia się tych dwóch cieni i stopniowo rozcieram miękkim pędzelkiem 10S z Inglota, w kierunku wewnętrznego kącika. Ta czynność da efekt "otulenia" i dopełnienia makijażu oka.




Makijaż dolnej powieki zaczynam od roztarcia w zewnętrznym kąciku brązowego cienia, obok którego nakładam jasny róż (są to te same cienie których użyłam na górnej powiece) pędzelkiem do rozcierania nr 70 z Sephora.



Makijaż oczu dopełniam czarną kreską do wykonania, której używam konturówki do powiek w żelu nr 77 z Inglota oraz płynu Duraline również z Inglota.





Rzęsy wytuszowałam tuż przed doklejeniem kępek tuszem Max Factor 2000 Calorie Black. W zewnętrznym kąciku oka, tuż przy linii rzęs dokleiłam kilka najdłuższych kępek marki Ardell DuraLash Naturals, użyłam do tego bezbarwnego kleju DUO oraz pęsety z Inglota.




Przechodzę do konturowania twarzy bronzerem Hoola marki Benefit oraz pędzlem Beveled blush brush marki Elite models. Produktem podkreśliłam kości policzkowe oraz żuchwę, cieniując również grzbiet nosa.




Wypiekany rozświetlaczem Makeup Revolution w odcieniu Pink Lights uwydatniłam kości policzkowe, grzbiet nosa, środek czoła oraz "łuk kupidyna".


A tak oto prezentuje się cały makijaż. 








Mam nadzieję, że wykonywanie imprezowego makijażu nie będzie Was przerażało, a wręcz przeciwnie, że od teraz będzie to dla Was po prostu dobrą zabawą!

Jak zwykle dziękuję za wszystkie Wasze komentarze i zachęcam do obserwowania mojego bloga, jeżeli tylko Wam się tutaj podoba :)


* na paznokciach - Essie w odcieniu After sex


wtorek, 23 września 2014

Haul zakupowy

Cześć!! To już drugi w tym miesiącu haul zakupowy i pewnie nie ostatni :) Tym razem pokaże Wam co zamówiłam w MintiShop, drogerii internetowej która oferuje nam duży wybór kosmetyków znanych marek i tych trochę mniej znanych. Co więcej, dostaniemy tam kosmetyki, których nie kupimy w drogeriach stacjonarnych. Możemy przebierać w nowinkach kosmetycznych, nie płacąc za to kosmicznych sum. Ale przejdźmy do rzeczy, tym razem głównym celem moich zakupów nie były produkty do makijażu oczu ( choć kilka nieplanowanych kosmetyków wkradło się do mojego internetowego koszyka), moim celem były szminki, pomadki i błyszczyki.


Jako pierwszą wybrałam szminkę do ust o kremowym, nawilżającym wykończeniu marki ZOEVA w odcieniu  Melting Kisses. Szminka jest pół matowa co sprawia, że naprawdę bardzo długo utrzymuje się na ustach, a jednocześnie dzięki nawilżeniu nie przesusza ich. Szminka jest wykonana bardzo solidnie, nakrętka zamyka się na magnes, a to oznacza koniec problemów z wędrującymi nakrętkami po torebce.



Drugą szminkę z firmy Makeup Revolution w odcieniu You Took My Love kupiłam z czystej ciekawości, a to dlatego, że rzadko spotykam matowe szminki w płynie, które są tak mocno napigmentowane i, jak się również okazuje bardzo trwałe. Przypomina mi ona pomadki w płynie marki Bourjois Rouge Edition Velvet, moim zdaniem szminka z Makeup Revolution spokojnie może z nimi konkurować.




Jeszcze chwilę zostanę przy firmie Makeup Revolution ponieważ chciałabym Wam pokazać dwa błyszczyki, jeden w bardzo delikatnym odcieniu Natural Pink i drugi w odcieniu Raspberry. Zupełnie przypadkowo okazało się, że pod względem kolorystycznym pasują one do pomadki You Took My Love i Melting Kisses. Przyznam się od razu, że nie przepadam za błyszczykami, moim zdaniem wiele z nich tworzy na ustach bardzo błyszczącą, lepką "tafle". Dlatego też byłam bardzo mile zaskoczona, gdy przetestowałam nowe błyszczyki, które okazały się być całkiem nieźle napigmentowane, jak na tego typu produkt. Jednak największym plusem błyszczyków jest ich zapach, często trafiałam na takie, które śmierdziały, a te pachną budyniem waniliowym (szkoda, że tak nie smakują). Poza tym nazwy błyszczyków i szminek są GENIALNE!




A oto przedstawiam Wam farbki do ust ze Sleek'a , które podbiły moje serce, tym razem nie zapachem, ale trwałością. One są po prostu nie do zdarcia, utrzymują się na ustach nawet przez kilka godzin! Choć wybór był trudny, zdecydowałam się na trzy odcienie: Mauve Over, Milkshake, Pinkini, która idealnie współgra z błyszczykiem Makeup Revolution Raspberry. Nawet gdy po błyszczyku nie ma już śladu, to sama farbka spełnia swoje zadanie. Ponadto są one bardzo wydajne, wystarczy niewielka ilość produktu, by podkreślić usta.





Farbki najlepiej nakłada się przy pomocy pędzelka do ust, tak więc przy okazji zakupu farbek, postanowiłam przetestować pędzel Zoeva 330 Lip Contour (choć teraz wydaje mi się, że był to tylko pretekst, żeby go kupić), wykonany z włosia syntetycznego (skunksika) jest on bardzo wygodny w użyciu. Widać, że producent przemyślał każdy szczegół, bo pędzel można z łatwością złożyć i schować do torebki mając pewność, że nic się nie ubrudzi. Oprócz tego każdy pędzel Zoeva jest pakowany do małej silikonowej torebeczki, w której ja osobiście trzymam kredki do oczu.
Firmie Zoeva należy się wielki plus za przydatność i solidność wykonywanych produktów.





Nie mogłam oprzeć się pokusie wypróbowania kredki do oczu Zoeva Graphic Eyes Eyeliner Black to Earth, o której to robi się coraz głośniej na wielu blogach i forach. Pojawiały się komentarze, że dorównuje miękkością kredką z MAC'a. Po przetestowaniu mogę powiedzieć, że jest to najlepsza czarna kredka do oczu EVER, a miałam ich już kilka i zawsze były za twarde lub za słabo napigmentowane. Kremowa konsystecja kredki Black to Earth sprawia, że można ją z łatwością rozetrzeć.



Postanowiłam porównać ją z moją starą kredką z Inglota i różnica jest ogromna, same zobaczcie.


Idąc za ciosem, zakupiłam kolejną nowość z firmy Zoeva, a jest to rozświetlająca baza pod cienie Eyeshadow Fix Pearl, która zawiera w sobie maleńkie połyskujące drobinki, dzięki czemu cienie jeszcze bardziej się mienią i dłużej utrzymują się na powiece. Baza maskuje również drobne zmarszczki. W ofercie znajduję się również matująca baza pod cienie, która na pewno dołączy do mojej kolekcji.



Ostatnim produktem zamówionym na MintiShop i chyba najbardziej wyczekiwanym był wypiekany rozświetlacz Makeup Revolution Pink Lights, który na dobre wyparł pigment Vanilla z MAC' a. Rozświetlacz mieni się delikatnie na różowo, co powoduje, że twarz wygląda świeżo, ponadto bardzo długo utrzymuje się na skórze. Produkt jest dostępny w trzech odcieniach: Golden Lights, Pink Lights oraz Peach Lights. Jedyną ich wadą jest to, że tak szybko jak pojawiają się w drogeriach internetowych tak samo szybko znikają :(





Zbliżamy się już do końca tego posta, dlatego też chciałam Wam pokazać  dwa cienie firmy Catrice: Liquid Metal nr 020 Gold n' Roses oraz Intensif' Eye nr 100 Glamourose. Użyłam ich do wykonania makijażu, który już nie długo pojawi się na blogu, dlatego też odwiedzajcie, obserwujcie i komentujcie :)







Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze i zapraszam do obserwowania mojego bloga :)

sobota, 20 września 2014

Black and pink

Witajcie! Przepraszam, że w ostatnim czasie nie pokazywałam się na blogu, ale mój internet ostatnio szwankował. Dobra wiadomość jest taka, że w tym czasie nie próżnowałam i wracam do Was z nowymi makijażami i ciekawymi pomysłami na kolejne posty. W najbliższym czasie na blogu zagości drugi już post z bardzo popularnej serii "Krok po kroku" oraz kolejny Haul zakupowy, już nie mogę się doczekać Waszej opinii. To tyle jeśli chodzi o jesienne zapowiedzi :)

Dzisiejszy makijaż to połączenie czarnego matowego cienia Black cab z paletki Sleek Original 594, o której to rozpisywałam się w tym poście Haul zakupowy z kilkoma odcieniami różu. Jeśli chodzi o cień Black cab, to na tę chwilę mogę powiedzieć, że pigmentacja jest naprawdę na wysokim poziomie choć zauważyłam, że bardzo się osypuje. Pod tym względem lepiej wypada cień nr 63 marki Inglot, który możemy kupić w postaci pojedynczych wkładów do paletek, w dwóch kształtach: okrągłym i kwadratowym.

 

Wiele razy spotkałam się z opiniami, że różowe makijaże są kiczowate, przesłodzone i kobiety nie wyglądają w nich dobrze. Postanowiłam udowodnić, że jeśli użyjemy ich z głową, tzn. nie nałożymy na całą powiekę kilku odcieni różowego, to naprawdę makijaż uważany za tandetny może okazać się doskonałym podkreśleniem kobiecej urody, dodając jej lekkości i dziewczęcego wdzięku.





Nie bójcie się czarnego cienia, a właściwie tego, że zrobicie sobie nim tylko jedną wielką plamę w zewnętrznym kąciku oka. Pamiętajcie kluczem każdego makijażu, nie tylko tego, jest dobre roztarcie cieni, więc co robimy, żeby nie zrobić sobie krzywdy? Rozcieramy, rozcieramy dziewczynki :)






W wewnętrznym kąciku oka użyłam opalizującego, tym razem na różowo pigmentu 501 Violet blush marki KOBO, niebieski odpowiednik znajdziecie tutaj Granatowy smoky eyes. Natomiast zewnętrzny kącik zagęściłam kilkoma kępkami rzęs, całość standardowo już dopełniła czarna kreska.




Wybaczcie, ale nie mogę nie zadać tego pytania, czy te oczy też Was tak hipnotyzują jak mnie? Koniecznie piszcie w komentarzach :)


Do wykonania tego makijażu użyłam:

cienie Inglot: 142, 450
cienie Sleek z paletki Origianl 594: Black cab, London eye
pigment KOBO, 501 Violet blush
konturówka do powiek, Inglot Black
konturówka do powiek w żelu, Inglot nr.77
duraline Inglot
tusz, Max Factor 2000 Calorie, Black (z podkręconą szczoteczką) 
korektor Oriflame, Love Nature Tea Tree
podkład, Paese Matte&Cover
puder Make Up For Ever HD
bronzer, Benefit Hoola
pigment, MAC Vanilla
kępki rzęs











czwartek, 11 września 2014

Dziewczyny lubią brąz

... a słońce o tym wie. Chyba jakoś tak to leciało, niestety dziś w Krakowie pada deszcz i tak sobie teraz wspominam te dni, kiedy codziennie było gorąco ehh... :p Mimo to dziś na blogu zagości makijaż, który wykonałam w większości przy użyciu nowych cieni Sleek, o których pisałam w poprzednim poście, o właśnie tutaj: Haul zakupowy ( tam znajdziecie również swatch'e cieni z nowych paletek). Obiecałam Wam również, że w tym poście pokaże, jak prezentują się rzęsy Wispies Black Natural marki Ardell. Moim zdaniem dodają uroku i charakteru całemu makijażowi, oczy wydają się większe i bardziej otwarte. Zresztą oceńcie sami :)




Cienie, których użyłam do wykonania tego makijażu pochodzą z paletki Garden of Eden i są to cienie Flora i Python. Już teraz mogę powiedzieć, że bardzo ładnie współpracują z pędzelkami, a zwłaszcza z 217 MAC, nie osypują się, są mocno napigmentowane oraz pozwalają na stopniowe potęgowanie koloru. Jeśli  chodzi o paletkę Orginal 594, to korzystałam tutaj tylko z jednego cienia Cream tea - jest to przepiękne jasne złoto, które mieni się milionem drobinek. Poza tym muszę powiedzieć, że cienie te bardzo długo utrzymują się na powiekach, zdecydowanie sprostają trudom dobrej zabawy :)










Do wykonania makijażu użyłam:

cienie z paletki Sleek: Flora, Python, Cream tea
cienie Inglot: 409, 453
rzęsy Wispies Black Natural marki Ardell
konturówka do powiek w żelu, Inglot nr.77
duraline Inglot
tusz, Max Factor 2000 Calorie, Black (z podkręconą szczoteczką)
konturówka do powiek, Inglot Black
Acqua Brown 25, Make Up For Ever 
podkład Revlon Colorstay 180 Buff Oily skin
podkład Yves Rocher Teint fluide zero defaut Beige 200, Teint Clair
puder Make Up For Ever HD
bronzer, Benefit Hoola
pigment, MAC Vanilla

pomadka The Body Shop nr. 320 Colour crush

Będzie mi bardzo miło jeśli napiszecie w komentarzach co myślicie o tym makijażu. Pozdrawiam :)